Aktorki o scenach rozbieranych: Różnice pomiędzy wersjami
Nie podano opisu zmian |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 1: | Linia 1: | ||
Fragmenty wypowiedzi lub wywiadów polskich aktorek dotyczące scen rozbieranych:<br/> <br/> | Fragmenty wypowiedzi lub wywiadów polskich aktorek dotyczące scen rozbieranych:<br/> <br/> | ||
* [[Tamara Arciuch]] - ''"Czy przyjęłabyś rolę, która by wymagała rozebrania? Wszystko zależałoby od kontekstu w jakim taka scena byłaby użyta i od reżysera. Jeśli uznałabym, że taka scena jest niezbędna - pewnie bym się zgodziła."'' (czat plejada.pl)<br/> | * [[Tamara Arciuch]] - ''"Czy przyjęłabyś rolę, która by wymagała rozebrania? Wszystko zależałoby od kontekstu w jakim taka scena byłaby użyta i od reżysera. Jeśli uznałabym, że taka scena jest niezbędna - pewnie bym się zgodziła."'' (czat plejada.pl)<br/> | ||
''"Na ekranach kin jest właśnie film Janusza Morgensterna „Mniejsze zło”, w którym zagrałaś lekarkę-psychiatrę. To Twoja pierwsza „rozbierana” rola... Było trudno? Zawsze uważałam takie sceny za trudne. Zaufałam Januszowi Morgensternowi. Wiedziałam, że to reżyser, który nie pokaże tego w sposób, który ugodzi w moją kobiecość. Nie potraktuje głupio, jak to się często zdarza: byleby tylko błysnął na ekranie kawałek gołej piersi czy tyłka, żeby coś się zadziało. Pomyślałam, że zdecydowanie lepiej się rozebrać u Morgensterna, niż w „Playboyu” | ''"Na ekranach kin jest właśnie film Janusza Morgensterna „Mniejsze zło”, w którym zagrałaś lekarkę-psychiatrę. To Twoja pierwsza „rozbierana” rola... Było trudno? Zawsze uważałam takie sceny za trudne. Zaufałam Januszowi Morgensternowi. Wiedziałam, że to reżyser, który nie pokaże tego w sposób, który ugodzi w moją kobiecość. Nie potraktuje głupio, jak to się często zdarza: byleby tylko błysnął na ekranie kawałek gołej piersi czy tyłka, żeby coś się zadziało. Pomyślałam, że zdecydowanie lepiej się rozebrać u Morgensterna, niż w „Playboyu” :) Miałaś takie propozycje? Tak. I nie mam nic przeciwko tym, którzy chcą pokazać swoje ciało. Ale sama tego nie zrobię! Natomiast moja filmowa postać bez tej sceny nie ma sensu. Ta scena pokazuje, że bohaterka ma w sobie jakiś cień, że to ktoś trochę złamany. Morgenstern podobno ładnie to nakręcił. Ja nie wiem, bo kiedy siedziałam w kinie i zbliżała się ta scena, myślałam, że odfrunę, tak bardzo się denerwowałam. Oglądanie własnej nagości w towarzystwie wielu osób jest trudne. Ale do tego też dorosłam. Oczywiście w internecie pojawiły się zaraz głupie komentarze na ten temat."'' (Gala) | ||
* [[Magdalena Cielecka]] - ''"Mocniej wchodzę w rolę w teatrze niż w filmie, ale nigdy się nie zatracam. Sceny intymne, nie tylko erotyczne, są piekielnie trudne. Bo tak czy owak obnażają naszą prywatność. I wszyscy obejrzą moje nagie ciało. Muszę zagrać jakieś reakcje, które nie będą niczyimi innymi, tylko moimi. Jednak grając, cały czas mam świadomość wykreowanej rzeczywistości. Moje życie jest gdzie indziej. Mój partner nie ma szans poczuć, jakby rzeczywiście był z kobietą. To rodzaj udawania, zawodowstwo. Myślę o scenie. A nie kontempluję: jakie fajne ciało, skóra na ramionach, zapach. Nie jestem podniecona."'' (Gala) | |||
* [[Anna Cieślak]] - ''"Miała pani kiedyś propozycje pozowania nago? Tak, ale nie było mi to do niczego potrzebne. Nawet gdyby wiązało się z dużymi pieniędzmi? Nawet, bo pieniądze nie są dla mnie jedynym wyznacznikiem w życiu. Mogę sobie na to pozwolić, bo jestem niezależna, nie mam kredytów, dzieci i nie muszę się zastanawiać, co zrobić, żeby sobie poradzić. Jeżeli ktoś ma potrzebę rozbierania się, proszę bardzo. Ja intymność zachowuję dla siebie i bliskiej osoby. Pewnych granic nie przekroczę. A proponowano pani role mocno rozbierane? Zdarzyły mi się scenariusze, po przeczytaniu których miałam wątpliwości, czy sceny wymagające obnażenia się są potrzebne. Całe szczęście, że zarówno reżyser filmu „Masz na imię Justine” Franco De Pena, jak i reżyser „Biesów” Krzysztof Jasiński byli otwarci na rozmowę i moje propozycje. Nie musiałam robić niczego, co byłoby gwałtem na mnie. Granicą nie do przekroczenia jest gwałt psychiczny? Ta granica zależy od tego, co chcemy powiedzieć i po co takie sceny są w filmie. Bo nie jest sztuką rozebranie się, zwłaszcza gdy robi to młoda dziewczyna. Sztuką jest wiarygodne zagranie każdej sceny, a można to osiągnąć także – jak na przykład w „Masz na imię Justine” – poprzez odpowiednie ustawienie świateł, zbliżenie na detale: na oko, wyraz twarzy. Nagość, jeżeli już być musi, to tylko subtelna i uzasadniona. Bez śmiałych scen trudno jednak wyobrazić sobie filmy o pożądaniu, namiętnościach. Zgodziłaby się pani zagrać na przykład w „Intymności” Patrice’a Chéreau? Oglądając film, miałam odczucie, że jest świetnie zrobiony, mocny i dotykający, ale chyba nie zdecydowałabym się na udział w nim, bo przekracza granice intymności aktora. Aktor gra swoim ciałem, w pewnym sensie je sprzedaje, a z drugiej strony, jak każdy człowiek, chce chronić swoją intymność, wstydzi się. Jak to pogodzić? Nie tylko w aktorstwie, ale w każdym zawodzie i w ogóle w życiu powinno się robić to, na co pozwala nam nasze wnętrze, co jest w zgodzie z naszymi przekonaniami. Każdy ma swoje granice, których pilnuje. Ale z doświadczenia wiem, że w aktorstwie na dużo więcej może pozwolić sobie kobieta samotna, niezależna. Ma dużo więcej odwagi, nie boi się ryzyka. Jeżeli natomiast pozostaje w związku, to dbając o sferę intymności, nie chce swoim zachowaniem zranić partnera. Ja nie mogłabym powiedzieć: To moja wolność, musisz mnie przyjąć taką, jaka jestem, i dopasować się do mnie. A gdzie uczucia drugiej osoby, gdzie jej wolność? Zrezygnowałaby pani z odważnego projektu, gdyby partner się temu sprzeciwił? Zawsze sama sobie odpowiadam na pytanie, czy wymogi reżysera odzierają z tajemnicy moją intymność. Bo mnie się wydaje, że w scenach erotycznych, które tworzymy w teatrze i przed kamerą, nie chodzi o dosłowność, ale o zachowanie pewnej tajemnicy, pozostawienie miejsca dla wyobraźni widza."'' (Zwierciadło) | * [[Anna Cieślak]] - ''"Miała pani kiedyś propozycje pozowania nago? Tak, ale nie było mi to do niczego potrzebne. Nawet gdyby wiązało się z dużymi pieniędzmi? Nawet, bo pieniądze nie są dla mnie jedynym wyznacznikiem w życiu. Mogę sobie na to pozwolić, bo jestem niezależna, nie mam kredytów, dzieci i nie muszę się zastanawiać, co zrobić, żeby sobie poradzić. Jeżeli ktoś ma potrzebę rozbierania się, proszę bardzo. Ja intymność zachowuję dla siebie i bliskiej osoby. Pewnych granic nie przekroczę. A proponowano pani role mocno rozbierane? Zdarzyły mi się scenariusze, po przeczytaniu których miałam wątpliwości, czy sceny wymagające obnażenia się są potrzebne. Całe szczęście, że zarówno reżyser filmu „Masz na imię Justine” Franco De Pena, jak i reżyser „Biesów” Krzysztof Jasiński byli otwarci na rozmowę i moje propozycje. Nie musiałam robić niczego, co byłoby gwałtem na mnie. Granicą nie do przekroczenia jest gwałt psychiczny? Ta granica zależy od tego, co chcemy powiedzieć i po co takie sceny są w filmie. Bo nie jest sztuką rozebranie się, zwłaszcza gdy robi to młoda dziewczyna. Sztuką jest wiarygodne zagranie każdej sceny, a można to osiągnąć także – jak na przykład w „Masz na imię Justine” – poprzez odpowiednie ustawienie świateł, zbliżenie na detale: na oko, wyraz twarzy. Nagość, jeżeli już być musi, to tylko subtelna i uzasadniona. Bez śmiałych scen trudno jednak wyobrazić sobie filmy o pożądaniu, namiętnościach. Zgodziłaby się pani zagrać na przykład w „Intymności” Patrice’a Chéreau? Oglądając film, miałam odczucie, że jest świetnie zrobiony, mocny i dotykający, ale chyba nie zdecydowałabym się na udział w nim, bo przekracza granice intymności aktora. Aktor gra swoim ciałem, w pewnym sensie je sprzedaje, a z drugiej strony, jak każdy człowiek, chce chronić swoją intymność, wstydzi się. Jak to pogodzić? Nie tylko w aktorstwie, ale w każdym zawodzie i w ogóle w życiu powinno się robić to, na co pozwala nam nasze wnętrze, co jest w zgodzie z naszymi przekonaniami. Każdy ma swoje granice, których pilnuje. Ale z doświadczenia wiem, że w aktorstwie na dużo więcej może pozwolić sobie kobieta samotna, niezależna. Ma dużo więcej odwagi, nie boi się ryzyka. Jeżeli natomiast pozostaje w związku, to dbając o sferę intymności, nie chce swoim zachowaniem zranić partnera. Ja nie mogłabym powiedzieć: To moja wolność, musisz mnie przyjąć taką, jaka jestem, i dopasować się do mnie. A gdzie uczucia drugiej osoby, gdzie jej wolność? Zrezygnowałaby pani z odważnego projektu, gdyby partner się temu sprzeciwił? Zawsze sama sobie odpowiadam na pytanie, czy wymogi reżysera odzierają z tajemnicy moją intymność. Bo mnie się wydaje, że w scenach erotycznych, które tworzymy w teatrze i przed kamerą, nie chodzi o dosłowność, ale o zachowanie pewnej tajemnicy, pozostawienie miejsca dla wyobraźni widza."'' (Zwierciadło) | ||
Wersja z 17:05, 25 sty 2010
Fragmenty wypowiedzi lub wywiadów polskich aktorek dotyczące scen rozbieranych:
- Tamara Arciuch - "Czy przyjęłabyś rolę, która by wymagała rozebrania? Wszystko zależałoby od kontekstu w jakim taka scena byłaby użyta i od reżysera. Jeśli uznałabym, że taka scena jest niezbędna - pewnie bym się zgodziła." (czat plejada.pl)
"Na ekranach kin jest właśnie film Janusza Morgensterna „Mniejsze zło”, w którym zagrałaś lekarkę-psychiatrę. To Twoja pierwsza „rozbierana” rola... Było trudno? Zawsze uważałam takie sceny za trudne. Zaufałam Januszowi Morgensternowi. Wiedziałam, że to reżyser, który nie pokaże tego w sposób, który ugodzi w moją kobiecość. Nie potraktuje głupio, jak to się często zdarza: byleby tylko błysnął na ekranie kawałek gołej piersi czy tyłka, żeby coś się zadziało. Pomyślałam, że zdecydowanie lepiej się rozebrać u Morgensterna, niż w „Playboyu” :) Miałaś takie propozycje? Tak. I nie mam nic przeciwko tym, którzy chcą pokazać swoje ciało. Ale sama tego nie zrobię! Natomiast moja filmowa postać bez tej sceny nie ma sensu. Ta scena pokazuje, że bohaterka ma w sobie jakiś cień, że to ktoś trochę złamany. Morgenstern podobno ładnie to nakręcił. Ja nie wiem, bo kiedy siedziałam w kinie i zbliżała się ta scena, myślałam, że odfrunę, tak bardzo się denerwowałam. Oglądanie własnej nagości w towarzystwie wielu osób jest trudne. Ale do tego też dorosłam. Oczywiście w internecie pojawiły się zaraz głupie komentarze na ten temat." (Gala)
- Magdalena Cielecka - "Mocniej wchodzę w rolę w teatrze niż w filmie, ale nigdy się nie zatracam. Sceny intymne, nie tylko erotyczne, są piekielnie trudne. Bo tak czy owak obnażają naszą prywatność. I wszyscy obejrzą moje nagie ciało. Muszę zagrać jakieś reakcje, które nie będą niczyimi innymi, tylko moimi. Jednak grając, cały czas mam świadomość wykreowanej rzeczywistości. Moje życie jest gdzie indziej. Mój partner nie ma szans poczuć, jakby rzeczywiście był z kobietą. To rodzaj udawania, zawodowstwo. Myślę o scenie. A nie kontempluję: jakie fajne ciało, skóra na ramionach, zapach. Nie jestem podniecona." (Gala)
- Anna Cieślak - "Miała pani kiedyś propozycje pozowania nago? Tak, ale nie było mi to do niczego potrzebne. Nawet gdyby wiązało się z dużymi pieniędzmi? Nawet, bo pieniądze nie są dla mnie jedynym wyznacznikiem w życiu. Mogę sobie na to pozwolić, bo jestem niezależna, nie mam kredytów, dzieci i nie muszę się zastanawiać, co zrobić, żeby sobie poradzić. Jeżeli ktoś ma potrzebę rozbierania się, proszę bardzo. Ja intymność zachowuję dla siebie i bliskiej osoby. Pewnych granic nie przekroczę. A proponowano pani role mocno rozbierane? Zdarzyły mi się scenariusze, po przeczytaniu których miałam wątpliwości, czy sceny wymagające obnażenia się są potrzebne. Całe szczęście, że zarówno reżyser filmu „Masz na imię Justine” Franco De Pena, jak i reżyser „Biesów” Krzysztof Jasiński byli otwarci na rozmowę i moje propozycje. Nie musiałam robić niczego, co byłoby gwałtem na mnie. Granicą nie do przekroczenia jest gwałt psychiczny? Ta granica zależy od tego, co chcemy powiedzieć i po co takie sceny są w filmie. Bo nie jest sztuką rozebranie się, zwłaszcza gdy robi to młoda dziewczyna. Sztuką jest wiarygodne zagranie każdej sceny, a można to osiągnąć także – jak na przykład w „Masz na imię Justine” – poprzez odpowiednie ustawienie świateł, zbliżenie na detale: na oko, wyraz twarzy. Nagość, jeżeli już być musi, to tylko subtelna i uzasadniona. Bez śmiałych scen trudno jednak wyobrazić sobie filmy o pożądaniu, namiętnościach. Zgodziłaby się pani zagrać na przykład w „Intymności” Patrice’a Chéreau? Oglądając film, miałam odczucie, że jest świetnie zrobiony, mocny i dotykający, ale chyba nie zdecydowałabym się na udział w nim, bo przekracza granice intymności aktora. Aktor gra swoim ciałem, w pewnym sensie je sprzedaje, a z drugiej strony, jak każdy człowiek, chce chronić swoją intymność, wstydzi się. Jak to pogodzić? Nie tylko w aktorstwie, ale w każdym zawodzie i w ogóle w życiu powinno się robić to, na co pozwala nam nasze wnętrze, co jest w zgodzie z naszymi przekonaniami. Każdy ma swoje granice, których pilnuje. Ale z doświadczenia wiem, że w aktorstwie na dużo więcej może pozwolić sobie kobieta samotna, niezależna. Ma dużo więcej odwagi, nie boi się ryzyka. Jeżeli natomiast pozostaje w związku, to dbając o sferę intymności, nie chce swoim zachowaniem zranić partnera. Ja nie mogłabym powiedzieć: To moja wolność, musisz mnie przyjąć taką, jaka jestem, i dopasować się do mnie. A gdzie uczucia drugiej osoby, gdzie jej wolność? Zrezygnowałaby pani z odważnego projektu, gdyby partner się temu sprzeciwił? Zawsze sama sobie odpowiadam na pytanie, czy wymogi reżysera odzierają z tajemnicy moją intymność. Bo mnie się wydaje, że w scenach erotycznych, które tworzymy w teatrze i przed kamerą, nie chodzi o dosłowność, ale o zachowanie pewnej tajemnicy, pozostawienie miejsca dla wyobraźni widza." (Zwierciadło)
- Renata Dancewicz - "...Rzeczywiście udział w filmie Janusza Majewskiego ("Diabelska Edukacja") spowodował zainteresowanie moją osobą. To była produkcja międzynarodowa. Najpierw obsadę musiał zatwierdzić producent polski, potem niemiecki, a jeszcze potem amerykański. Ja w tym czasie biłam się z myślami, czy zagrać. Miałam dużo oporów przed wystąpieniem w scenach rozbieranych. Wątpliwości rozwiała moja mama, wysuwając słuszne argumenty: że przecież występują w tym filmie wybitni aktorzy, a reżyseruje sam Janusz Majewski. Zagrałam postać Małgorzaty, uświadamianej przez uroczego diabła, granego przez Marka Kondrata. Do tej pory lubię ten film, jest to dla piękna malarska impresja." (Dziennik Zachodni)
- Anna Dereszowska - "Jak się Pani czuje rozbierając się na planie ? Nie zdarzyło mi się rozebrać na planie do naga, ale jest to dla mnie mocno krępujące. Mam sporo kłopotów z samoakceptacją, a z drugiej strony taki wybrałam sobie zawód, więc muszę być konsekwentna. Staram się jednak w miarę możliwości ograniczać nagość w tym co gram. Jakiej roli nigdy by Pani nie przyjęła i dlaczego? Na szczęście nie dostaję takich propozycji, które z góry odrzuciłabym. Pewnie, gdybym dostała rolę "nagiego ozdobnika" - podziękowałabym za nią bez zastanowienia." (czat plejada.pl)
- Ewa Gorzelak - "Czy zagrałaby pani w filmie w którym wymagana by była scena łóżkowa? Jeżeli byłoby to umotywowane to tak. Ale jestem przeciwniczką rozbierania aktorek tylko po to, żeby było ciekawiej." (czat plejada.pl)
- Krystyna Janda - "Jedynym filmem, w którym zagrała pani w scenie rozbieranej, jest „Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego. Czy pokazała pani ten film swojej wówczas siedmioletniej córce? Czy dziś zagrałaby Pani w scenie rozbieranej? Jeśli nie, to czego by się Pani wstydziła? Marysia zobaczyła „Przesłuchanie" dużo później, a moi synowie chyba nie widzieli go do dzisiaj, mimo że film jest „lekturą obowiązkową" w wielu liceach. Dziś zagrałabym w takiej scenie, wcześniej szczegółowo omówionej z reżyserem i operatorem, tylko wtedy, jeśli temat byłby równie ważny, a scena artystycznie uzasadniona i niezbędna jak w „Przesłuchaniu". Gdybym się na to zdecydowała, musiałoby to być omówione w najdrobniejszych szczegółach. Materiał zmontowany, pokazany najpierw mnie itd. itd… A o wstydzie w takim wypadku nie ma mowy." (Wprost)
- Julia Kamińska - "Nie boję się nagości na ekranie. W ogóle nie boję się nagości, to może ma związek z tym że nie potrafię się ubierać. To znaczy to było było bardzo stresujące, bo to była taka pierwsza w moim życiu taka scena ("Mniejsze zło"), w której musiałam wystąpić nago. I faktycznie wiązało się to z dużym stresem, ale ponieważ mam do siebie i do swojego ciała dystans, to nie stanowiło to jakoś dużego problemu." (Plejada.pl)
- Anna Korcz - "Może dlatego, że będąc piękną kobietą, nie chce pani rozbierać się i spełniać roli ozdoby na ekranie? Możliwe, możliwe... Ale trzeba by o tym porozmawiać z reżyserami. Wnioski są smutne. Moja młodość była skromna i wstydliwa, i bardzo intymna, osobista. Być może taka postawa przeszkodziła mi w początkowych działaniach zawodowych. Ile razy wymagano od pani nagości na ekranie? Tak naprawdę to nigdy, ale wiem, że kilku ról nie dostałam właśnie z tego powodu. Żeby było śmieszniej, kiedy oglądałam film z udziałem innej aktorki, niecierpliwie czekałam na sceny rozbierane, mocne, ale ku memu zaskoczeniu ich nie było. Do dzisiaj nie wiem – dlaczego? Ile ról filmowych straciła pani, odmawiając udziału w scenach rozbieranych? Cztery na pewno. Ale zgodziła się pani na zdjęcia do „Playboya”? Och, to była skomplikowana historia i czas promocji filmu „Operacja Samum” z moim udziałem. To „Playboy” promował ten film, a o zdjęcia dla niego poprosił mnie Warner Bros., dystrybutor filmu. Przekonała mnie także kwestia finansowa." (Angora)
- Izabella Miko - "Lubię swoją fizyczność, staram się nie pielęgnować kompleksów, dzięki temu nie myślę o tym, jak wyglądam, tylko mogę skupić się na tym, kogo gram. Zdjęcia rozbierane są zawsze wyzwaniem, ale chyba nie większym niż każda rola filmowa. Bo czy gorzej się jest się obnażyć fizycznie czy psychicznie. Ten zawód wymaga obu tych rzeczy." (Super Ekspress)
- Maja Ostaszewska - "Ma Pani na koncie sceny erotyczne - i w filmie, i w teatrze. Kiedy i dlaczego się Pani na takie sceny decyduje? Pewnie to jest obwarowane jakimś warunkami, prawda? Wtedy, kiedy one absolutnie mają sens. Życie intymne jest integralną częścią naszego życia, jest tak samo ważne jak nasze życie uczuciowe. W dzisiejszych czasach, w filmach współczesnych, nie widzę powodów dlaczego te tematy powinny być tematami tabu. Bardzo często opowiadają bardzo wiele o postaciach, o problemach, tęsknotach postaci, które gramy. Jeśli tylko mam poczucie, że te sceny są tak samo ważnymi scenami jak te nierozbierane, to się wtedy na nie godzę. Nie godziłabym się na nie, jeśli te sceny byłyby wyłącznie po to, by po prostu pokazać na ekranie kawałek nagiego ciała, kiedy czułabym, że jestem przedmiotowo potraktowana przez scenarzystów czy reżysera. Wtedy nie ma mowy, ale kiedy trzeba służyć historii, to nagość jest takim samym kostiumem jak każdy inny." (RMF Classic)
- Kinga Preis - "W „Czterech nocach z Anną” jesteś bardzo zmysłowa. Piotr (mąż) nie ma nic przeciwko twoim scenom rozbieranym? Nie. Pokazuję tam jedynie nagą pierś. Reżyser i operator, Adaś Sikora, dbali, bym się czuła komfortowo. Miałam poczucie, że mogę pokazać w tym filmie wszystko. Bo to było w sprawie tego filmu, a nie po to, żeby ekscytować widza golizną. Ciało dla aktora jest takim samym instrumentem jak serce, oczy czy ręce. Ale myślę, że w Piotrze jest lęk – i to dotyczy wielu partnerów aktorów, i damskich, i męskich. Oni nigdy nie wiedzą, czy emocje, które aktorzy okazują w życiu codziennym, nie są zagrane. Boją się, że można przeciwko nim wykorzystać umiejętność płaczu, śmiania się, kokietowania, złości. Taki związek wymaga ogromnego wzajemnego zaufania." (Gala)
- Anna Przybylska - "Nie rozebrałabym się, gdyby to było rozbieranie dla samego rozbierania. Miłość uwieńczona stosunkiem jest uzasadniona, poza tym pracowałam z profesjonalistami." (Onet.pl)
- Grażyna Szapołowska - "Jakie jest Pani zdanie na temat erotyzmu w filmach, scen rozbieranych, itp.? Jaki jest Pani stosunek do tego typu rzeczy? Mój stosunek jest ... profesjonalny. Jeżeli tak pani rozumie chodzenie do pracy, to owszem. Sprzedaję swój czas, swoje umiejętności......swoje ciało też? Jeśli otrzyma Pani kolejną propozycję zagrania roli, która wymaga pokazania się nago? Jestem przecież aktorką. Rozbierałam się już przed kamerą i nic złego w tym nie widzę. Jeśli rola tego wymaga, to czemu nie. A lubi Pani swoje ciało? Umiarkowanie tak. Ma wady, jak każde ciało." (czat plejada.pl)
- Magdalena Waligórska - "Od czasu do czasu dostaję takie propozycje, ale ich nie przyjmuję. Nie widzę powodu, by niepotrzebnie rozbierać się dla potrzeb filmu. Jednocześnie mam bardzo duży szacunek dla aktorów, którzy to robią, bo czasami nagość bardzo wzbogaca treść sztuki albo filmu. Pisałam niedawno pracę magisterską na temat nagości w teatrze. Zainteresowało mnie to, czy aktorzy odczuwają skrępowanie. Bo przecież rozebranie się na scenie wiąże się z przełamaniem siebie." (Super Ekspress)
- Grażyna Wolszczak - "Nie jest łatwo pokonać wstyd, ograniczenia. Grała pani trudne dla kobiety rozbierane sceny, choćby Marię w "Grach ulicznych". Jak pogodzić swoją wizję kobiecości z oczekiwaniami scenariusza? Nikt mi nie powie, że łatwo się rozbierać. Był taki średnio udany film, sto lat temu. Grałam w nim sceny rozbierane z Jurkiem Kryszakiem. Ledwo przez nie przebrnęłam. Po dwóch czy trzech tygodniach dostałam wiadomość, że w kadrze są kable, światło i trzeba wszystko powtarzać. Wtedy, zupełnie niespodziewanie dla samej siebie, dostałam histerii. To są sytuacje, którym towarzyszą bardzo trudne emocje. Dziś mogę powiedzieć, że z upływem lat da się je oswoić. Ma pani dorastającego syna. Filip ogląda ocenzurowane wersje filmów? Po roli Yennefer w "Wiedźminie" czekałam, co usłyszę od Filipa, gdy w reklamach filmu błyskał kawałek mojego nagiego biustu. Któregoś dnia wrócił do domu, oznajmiając: "Na podwórku mówią, że moja mama to niezła laska". Chyba był zadowolony. Śmiejemy się razem, kiedy po mojej wizycie w szkole koledzy komentują: "Ale masz młodą mamę"." (Gala)
- Magdalena Wójcik - "Do pewnych rzeczy się powoli dojrzewa z wiekiem i się trzeba z tym po prostu oswoić." (Dzień Dobry TVN)